poniedziałek, 30 grudnia 2013

03; udawaj



Czas do soboty minął jak z bicza trzasnął. A mnie oczywiście nie ominął pechowy piątek, w którym to zgubiłam klucze do mojego ukochanego granatowego autka. Dałabym się za niego pokroić. Cały dzień spędziłam na poszukiwaniu owej zguby nie tylko w mieszkaniu, ale też na uczelni. Nie omieszkałam też czekać na ponowny przyjazd autobusu nr 22, którym musiałam szybko przedostać się z jednego końca miasta na drugi. Wiadomość o zgubieniu kluczyków dotarła do mnie dopiero wtedy, gdy Olka wymusiła na mnie wyjazd poza Olsztyn. W końcu wyklinając na mnie, zabrała się z Wojtkiem, a ja nadal nieszczęśliwa szukałam moich przepustek do normalnego życia. Wybrałam się ostatecznie do paszczy lwa i zapukałam w okienko informacyjne w budynku PKS’ów. Zostałam brutalnie oddelegowana do domu przez jakąś wredną babę. Na całe szczęście mój wskaźnik szczęścia gwałtownie wzrasta zaraz po zakończonym piątku, choćby było ledwo po północy. I właśnie te trzy minuty po północy sprawiły, że jakimś cudem znalazłam moje zguby w kieszeni kurtki, której tamtego dnia nie miałam na sobie ani razu! 


Wojtek trajkotał jak najęty przez telefon, gdy razem z Olką szykowałyśmy się do wyjazdu do Warszawy. Jedziemy na ten ich nieszczęsny mecz, który swoją drogą mam nadzieję, przegrają. Zetrę wtedy ten kpiący uśmieszek z tumanowatej twarzy Ferensa.
- Dobrze, nie zapomnę – siostra wzdychała co chwila do telefonu. – Wezmę… No przecież powiedziałam, że wezmę! Jezu, Wojtek! Też Cię kocham, ale… Wiem, wiem, wiem. Sam nie zapomnij wziąć mózgu. Jak Cię dzisiaj zobaczę, to zrobię Ci taką zadymę, że głowa mała. Siedź cicho!... Jak to zapomniałeś?! Zdurniałeś do reszty?! Nie będę teraz jechała do twojego mieszkania. Czy ty masz galaretę zamiast mózgu?
Zatrzasnęłam w końcu drzwi do jej pokoju, mając dość tej gadaniny. Chciałam w spokoju się odprężyć i wymyśleć niesamowitą intrygę. Do Wigilii zostało tylko kilka dni, a ja nadal byłam w kropce. Moja obecna sytuacja sprawiała mi wiele kłopotów. Posuwałam się do zupełnie irracjonalnych czynów jak próba wtajemniczenia w tej plan mojego kolegi z ławki. Prawdopodobnie ochoczo przystałby na taką propozycję. W samą porę ugryzłam się w język. Drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem i weszła przez nie rozdygotana Olka.
- Powiedz mu coś, bo nie wytrzymam!
Wcisnęła mi telefon do ręki, a prychnęłam tylko w odpowiedzi.
- Idź na rozruch, tukanie.   
I basta. Oddałam jej telefon, po czym szybko wsunęłam na stopy krótkie kozaki. Olka złożyła ręce do Boga i uczyniła to samo, co ja. Kilka minut później siedziałyśmy w samochodzie i ruszyłyśmy w stronę Warszawy. Szczerze mówiąc myślałam, że ten mecz będzie bardziej porywający. Przecież Politechnika i Olsztyn są mniej więcej na tym samym poziomie rozwoju. No dobra, żadnej niespodzianki nie było, bo wygrała drużyna z Warszawy. Fakt o przegranej ugodził mocno w naszych chłopaków, ale jakoś nie było po nich widać goryczy porażki. Oparłam się o bandy i czekałam tylko aż Wojtek i Olka skończą się witać. Zajęło im to dłuższą chwilę, ale ja, robiąca w tym związku za ‘przyzwoitkę’ musiałam się mieć na baczności.
- I co Em? Znalazłaś już kogoś porywającego na miejsce przy stole? – zapytał blondyn, uśmiechając się od ucha do ucha. Wzruszyłam ramionami i wyjątkowo znudzona mruknęłam coś pod nosem. Uparcie wpatrywałam się w boisko, patrząc to na zawodników Olsztyna, to na Polibudę. A do życia przywrócił mnie zjawiskowy cel kolegi Ferensa. Strzelił mi piłko prosto w czoło. Zaskoczona otworzyłam szeroko oczy, żądając mordu.
- Chodź Oluś – roześmiał się przyjmujący i odciągnął dziewczynę na kilka metrów ode mnie – twoja wybitna siostra znalazła potencjalnego kandydata. Patrz zbliża się. Emma ma wizję mordu w oczach, ale on szybko jej to wybije z głowy. Spójrz jak ta mała małpa ciska tą piłką na wszystkie strony. Biedny Bart, jeszcze nie wie, co go czeka. O! Spojrzeli sobie w oczy. Zaraz wypełni się wola nieba…
Olka umierała ze śmiechu, opierając się na ramieniu blondyna. Co chwila zerkali na mnie i atakującego, który wyjątkowo zakłopotany próbował odzyskać piłkę i prosić mnie o wybaczenie. Denerwujący komentarz Wojtka został przerwany z chwilą, gdy posłałam mu zawistne spojrzenie. Roześmiał się głośno i dał za wygraną.
- Przepraszam, nie chciałem – westchnął szatyn i zmierzył mnie (taką kruszynkę) swoim wzrokiem. Jezu, co za wielkolud.
- Spoko – bąknęłam i wzruszyłam tylko ramionami, wbijając wzrok gdzieś koło niego.
- To naprawdę było niechcący – podrapał się po karku, uśmiechając lekko.
- Bartuś? – spojrzałam mu odważnie w oczy. Kiwnął zaciekawiony głową. – Możesz udawać mojego chłopaka przez jeden wieczór?
Myślałam, że Wojtek udusi się ze śmiechu, patrząc na minę atakującego. A on tylko bezdźwięcznie otwierał i zamykał usta. Ha! Już go miałam! Czekałam tylko na dalszy rozwój wydarzeń.
- Muszę? – wyglądał jakby opadły z niego wszystkie siły.
- Tak – kiwnęłam pewnie głową – Widzimy się w Ostródzie za trzy dni.


A ten czas tez szybko minął. Wojtek wszystko wytłumaczył zaciekawionemu Bartkowi. Wiadomość tą przyjął do siebie dość dobrze. Miałam tylko nadzieję, że się pojawi. A resztę załatwię już sama. Od rana latałam po domu w Ostródzie pomagając mamie w ustawianiu stołu czy Olce w dekorowaniu choinki. Tata rano pojechał szybko do hurtowni i wrócił niecałą godzinę później. Po południu już wszyscy zaczęliśmy się przygotowywać. Wyglądałam całkiem jak człowiek, gdy założyłam na siebie dopasowaną do ciała granatową sukienkę na szerokich ramiączkach. A moje rude włosy zakręciłam trochę na lokówce i zostawiłam tak, jak je Pan Bóg stworzył. Reszta to tylko formalność. Parę zabiegów upiększających i oto mamy całą Emmę w gotowości. Olka wcale nie wyglądała gorzej. Powiem szczerze, nawet lepiej ode mnie. Zeszłam po schodach na dół i niepewnie wyjrzałam za futrynę drzwi. Siostra niecierpliwie wyglądała przez okno, gdy na zegarku wybiła godzina siedemnasta. Wpatrywała się uparcie w drogę, czekając aż na zaśnieżone podwórko wjedzie czarne BMW.
- Mamo! – krzyknęła radośnie – już przyjechali!  
A mnie uśmiech lekko spełzł z twarzy. Zaczęłam się stresować, że coś pójdzie nie tak. Miałam tylko nadzieję, że Bartek sobie poradzi i wszystko będzie pięknie. Ola pierwsza podbiegła do drzwi i otworzyła je na oścież, wpuszczając do środka mnóstwo zimnego powietrza. Pierwszy do środka wszedł Wojtek, a zaraz za nim lekko zaniepokojony Bartek. Strzepnął z kołnierza kurtki płatki śniegu i wbił we mnie błękitne tęczówki. Jego źrenice niemal natychmiast się rozszerzyły. Uśmiechnął się, a ja mrugnęłam do niego zachęcająco. Pierwsze koty za płoty. Ferens westchnął głęboko i pokręcił głową z politowaniem, kiedy na mnie spojrzał. Wystawiłam mu język. Ola lekko pchnęła mnie w stronę atakującego. Myślałam, że wyjdę z siebie. Przecież doskonale wiem, co mam zrobić. Głowa mamy wychyliła się zza drzwi prowadzących do kuchni. Zmierzyła szatyna zaciekawionym spojrzeniem i popatrzyła na mnie, unosząc brew do góry. Westchnęłam głośno i wspięłam się na palcach, by zapleść moje ramiona na szyi atakującego. Uśmiechnął się skrępowany, ale przycisnął mnie mocniej do siebie.
- Więcej luzu Bartuś – szepnęłam mu do ucha – Zacznij grać. Pomogę Ci.  
Ferens zaklaskał cicho, gdy mama zniknęła w pokoju. Wszyscy razem weszliśmy do niewielkiej, ale przestronnej jadalni. Przywitaliśmy się grzecznie, a Bartek wyciągnął zza siebie coś na kształt bombonierki i wręczył ją mojej matce. Został przez nią soczyście ucałowany. Ojciec przywitał się z nim i zerknął nieco sceptycznie. Jakimś cudem przetrwaliśmy dzielenie się opłatkiem, co pewnie przyszło atakującemu z wielkim trudem. Usiedliśmy obok siebie, patrząc wymownie na zwijającego się ze śmiechu Wojtka. Zjedliśmy co mieliśmy zjeść. W trakcie oczywiście mama nie powstrzymała się przed dziwnymi pytaniami.
- Słoneczka, jak się poznaliście? – zapytała, opierając się o stół. Pstryknęłam Bartka w udo i uśmiechnęłam się zrelaksowana.
- Wojtek nas zapoznał – odpowiedziałam pewnie. Nawet nie drgnęła mi powieka. – Jakieś trzy miesiące temu, prawda? Bartek też jest siatkarzem.
Odpowiedziałam na multum innych pytań. Wszystkie miały w sobie drugie dno. Z czasem Bartek sam z chęcią zaczął opowiadać i zmyślać coraz to nowsze historie. Czułam świdrujący wzrok mamy, gdy po uroczystej kolacji wszyscy usiedliśmy na kanapie w salonie. Szatyn niepewnie objął mnie ramieniem, na co jednogłośnie przystałam. Położyłam głowę na jego ramieniu, bawiąc się guziczkiem mankietu w jego białej koszuli. Z minuty na minutę czułam się bardziej ospała. W końcu wstałam z zajmowanego przeze mnie miejsca i pociągnęłam atakującego za rękę.
- Idziemy się przewietrzyć – wyjaśniłam. Czym prędzej wyszliśmy z domu. Zapięłam płaszcz i założyłam rękawiczki.
- Chodź – pociągnęłam go w stronę sadu, gdzie widać było tylko drzewa pod pokrywą śniegu. Wyjrzałam lekko przez ramię i dostrzegłam poruszającą się firankę w kuchennym oknie. Wiedziałam, wiedziałam, że tak będzie! – Bartek, złap mnie za rękę.
- Co? – zapytał zaskoczony. Spojrzałam na niego znacząco, więc zaraz to uczynił. Zaśmiałam się widząc jego ogromną dłoń, splatającą się z moją maleńką rączką. Nawet mi to nie przeszkadzało. W końcu zniknęliśmy z zasięgu wzroku domowych obserwatorów. Zrzuciłam śnieg z pieńka i usiadłam na nim.
- Już masz wolne – westchnęłam, wpatrując się w sylwetkę siatkarza. Odetchnął z ulgą. – Chcesz przenocować czy wrócisz do domu? Wojtek chyba zostaje.
- To jego auto, więc chcąc czy nie, zostanę – uśmiechnął się lekko.
- Uprzedzam, że na żadną pasterkę nie idę. Wolę siedzieć w domu i obżerać się makowcem. Lepiej byłoby gdybyś został ze mną, bo inaczej mama znowu zacznie się czegoś domyślać.
Zapadła między nami chwila zupełnego milczenia. Atakujący spoglądał na mnie co chwila i istotnie zaczęło mnie to trochę krępować. W końcu usiadł obok mnie na ziemi pokrytej śniegiem. Zareagowałam gwałtownie, zeskakując z pieńka i pomagając mu wstać.
- Przeziębisz się – mruknęłam, łapiąc go za łokieć – Chodź, poszukamy czegoś żeby można było spokojnie usiąść.
Przemierzyliśmy cały sad wzdłuż i wszerz. W końcu koło starej jabłonki znaleźliśmy coś na wzór pieńka. Pochyliłam się i nagle poczułam uderzenie w okolicy lędźwi.
- Co jest? – syknęłam pod nosem i szybko się wyprostowałam. To był mój błąd, bo dostałam śnieżką prosto w obojczyk okryty jedynie materiałem płaszcza. – Hej! Co to ma być?!
Szybko ulepiłam coś na wzór śnieżki i rzuciłam nią w stronę siatkarza. Uchylił się w ostatniej chwili, wysyłając pocisk w moją stronę. Nasza wymiana ataków trwała może dobre dziesięć minut. Potem oboje oddychaliśmy głęboko, regenerując siły. Moment rozkojarzenia Bartka kosztował go wiele. Gdy odwrócił się plecami  moją stroną, praktycznie bezszelestnie podbiegłam do niego i z całym impetem wpadłam na jego rozbudowane ciało. Takim sposobem wylądowaliśmy w ogromnej zaspie. Wielkolud obrócił się w moją stronę i w niewyobrażalnie szybkim tempie zaczął zasypywać nas śniegiem. Pisnęłam głośno, próbując wyswobodzić się z jego uścisku. W końcu mi się to udało. Zaryzykowałam i wyciągnęłam dłoń w jego stronę, aby pomóc mu wstać. Wcale mi nie pomagał. Z wielkim trudem podniosłam go z masy śniegu.
- Emma? – spojrzałam na niego zaciekawiona - Może wrócimy, bo twoja mama zaraz wypadnie przez to okno – zaśmiał się i pomógł mi wstać z pieńka. Nawet go o to nie prosiłam, ale ponownie splótł nasze ręce ze sobą. Nie powiem, bo zrobiło mi się tak jakoś cieplej na sercu. Grał wręcz profesjonalnie i nic nie stało na przeszkodzie, by robił to jeszcze przez większość okresu świątecznego.  

3 komentarze:

  1. Rozdział cudowny! Sama koncepcja, by Bartek udawał chłopaka Emmy była genialna. Sama bym na coś takiego nie wpadła :) Bardzo mnie interesuje jak dalej potoczą się ich losy :D Informuj mnie o kolejnych, błagam :)
    Tymczasem jak masz chwilkę to zapraszam do siebie po długiej przerwie, na kolejny rozdział http://feralna-dziewczyna.blogspot.com/
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Okej, więc trafiłam i tutaj :-) Przejrzałam bohaterów i mam zamiar nadrobić ich historię, czyli te 3 rozdziały ^^

    Pzdr :3 + zapraszam Cię na opowiadanie o skoczkach austriackich w roli głównej;
    http://another-story-about-ski-jumping.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam na 18 rozdział na: nie-poddawaj-sie-nigdy.blogspot.com
    Miłej lektury :* I przy okazji prolog: wciaz-kochajacy-sie.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń